poniedziałek, 12 maja 2014

Za płotem.


       Jest w Szczecinie spory obszar niepowtarzalny na skalę Polski, zajmujący większość terenów nadwodnych. Obszar zamknięty, niedostępny dla zwykłego Kowalskiego, tym bardziej z aparatem.
     W czasie funkcjonowania stoczni wszystko było dobrze. Po rozkradzeniu terenów przez prywatne firmy, szczecińskie nabrzeża zaczęły popadać w ruinę. Płoty rosną, zieleni ubywa, złomu przybywa, a statków nie ma – w większości jedno wielkie wysypisko śmieci. Funkcjonują oczywiście jeszcze obszary stoczni zarządzane prawidłowo, które dbają o porządek na swoim terenie. Wjazdu na teren pilnuje armia strażników, firm ochroniarskich, szlabanów, bramek i stróżówek. Inwentaryzacji na zajęcia z urbanistyki rzetelnej się przez to zrobić nie da.
     Mając troszkę oleju w głowie i odrobinę chęci można przeprowadzić całkiem ciekawą rewitalizację. Idealnym przykładem jest Hamburg. Powstał tam przyjemny obszar budynków mieszkalnych, biurowych, o reprezentacyjnym budynku opery nie wspomnę. Nasza filharmonia też ładna - a gdyby była nad wodą, widoczna z trasy zamkowej i prawobrzeża? Może robiłaby jeszcze większe wrażenie z oddali, odbita w wodzie. Pogdybać można. Osiedle mieszkaniowe z zachowaniem charakteru portowego, za oknem dzwigozaurów rząd – poproszę.
     Na dzień dzisiejszy mamy co mamy, możemy marudzić albo przejść się na spacer i podziwiać wspaniałe suwnice, dźwigi, elementy statków w trakcie budowy – wszystko oczywiście zza wysokiego muru. Serdecznie polecam przejście wzdłuż całej stoczni od Wałów Chrobrego zaczynając. Odradzam natomiast taką podróż w godzinach wieczornych.











Podobny krajobraz spotkać możemy jedynie w Trójmieście (podobny- nie taki sam!) Z końcem sesji muszę się tam wybrać pozwiedzać!


Na deser mistrz parkowania!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz