Jest w Szczecinie spory
obszar niepowtarzalny na skalę Polski, zajmujący większość
terenów nadwodnych. Obszar zamknięty, niedostępny dla zwykłego
Kowalskiego, tym bardziej z aparatem.
W czasie funkcjonowania
stoczni wszystko było dobrze. Po rozkradzeniu terenów przez prywatne
firmy, szczecińskie nabrzeża zaczęły popadać w ruinę. Płoty
rosną, zieleni ubywa, złomu przybywa, a statków nie ma – w
większości jedno wielkie wysypisko śmieci. Funkcjonują oczywiście
jeszcze obszary stoczni zarządzane prawidłowo, które dbają o
porządek na swoim terenie. Wjazdu na teren pilnuje armia strażników,
firm ochroniarskich, szlabanów, bramek i stróżówek. Inwentaryzacji
na zajęcia z urbanistyki rzetelnej się przez to zrobić nie da.
Mając troszkę oleju w
głowie i odrobinę chęci można przeprowadzić całkiem ciekawą
rewitalizację. Idealnym przykładem jest Hamburg. Powstał tam przyjemny obszar budynków mieszkalnych,
biurowych, o reprezentacyjnym budynku opery nie wspomnę. Nasza
filharmonia też ładna - a gdyby była nad wodą, widoczna z trasy
zamkowej i prawobrzeża? Może robiłaby jeszcze większe wrażenie z
oddali, odbita w wodzie. Pogdybać można. Osiedle mieszkaniowe z
zachowaniem charakteru portowego, za oknem dzwigozaurów rząd –
poproszę.
Na dzień dzisiejszy mamy
co mamy, możemy marudzić albo przejść się na spacer i podziwiać
wspaniałe suwnice, dźwigi, elementy statków w trakcie budowy –
wszystko oczywiście zza wysokiego muru. Serdecznie polecam przejście
wzdłuż całej stoczni od Wałów Chrobrego zaczynając. Odradzam
natomiast taką podróż w godzinach wieczornych.
Podobny krajobraz
spotkać możemy jedynie w Trójmieście (podobny- nie taki sam!) Z końcem sesji muszę się
tam wybrać pozwiedzać!
Na deser mistrz parkowania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz